Academic literature on the topic 'Wolne stada'

Create a spot-on reference in APA, MLA, Chicago, Harvard, and other styles

Select a source type:

Consult the lists of relevant articles, books, theses, conference reports, and other scholarly sources on the topic 'Wolne stada.'

Next to every source in the list of references, there is an 'Add to bibliography' button. Press on it, and we will generate automatically the bibliographic reference to the chosen work in the citation style you need: APA, MLA, Harvard, Chicago, Vancouver, etc.

You can also download the full text of the academic publication as pdf and read online its abstract whenever available in the metadata.

Journal articles on the topic "Wolne stada"

1

Wołk, Elżbieta, and Elżbieta Józefczak. "Bisoniana XCIX. Serum biochemistry of free-ranging European bison." Acta Theriologica 33 (August 12, 1988): 47–56. http://dx.doi.org/10.4098/at.arch.88-4.

Full text
APA, Harvard, Vancouver, ISO, and other styles
2

Andrasiak, Iga, and Tomasz Wróbel. "Statystyka w praktyce hematologicznej." Acta Haematologica Polonica 49, no. 3 (December 31, 2018): 121–27. http://dx.doi.org/10.2478/ahp-2018-0019.

Full text
Abstract:
StreszczenieWraz ze stale rosnącą liczbą badań w dziedzinie hematologii, znajomość metod statystycznych wykorzystywanych w analizie i interpretacji wyników stała się niezbędnym narzędziem pracy klinicystów. W artykule omówiono najczęściej stosowane testy statystyczne oraz zdefiniowano punkty końcowe stosowane podczas raportowania rezultatów badań klinicznych. Testy statystyczne funkcjonują na zasadzie testowania hipotez. Odrzucenie lub nieodrzucenie danej hipotezy zależy od wybranego poziomu istotności oraz wyliczonej wartości p. Z kolei otrzymany przedział ufności wskazuje na wielkość efektu i precyzję oszacowania. W hematologii głównie raportowanymi punktami końcowymi są: całkowite przeżycie (ang. overall survival – OS), przeżycie wolne od progresji (ang. progression-free survival – PFS), odpowiedź na leczenie (ang. overall response rate – ORR) oraz coraz częściej spotykana, ocena terapii raportowana przez pacjenta (patient reported outcome – PRO). Biorąc pod uwagę kierunek rozwoju medycyny, znajomość biostatystyki jest niezbędna w podejmowaniu decyzji terapeutycznych, a także ocenianiu, interpretowaniu i raportowaniu wyników przeprowadzonych badań.
APA, Harvard, Vancouver, ISO, and other styles
3

Krzysztofek, Katarzyna. "Wpływ prawodawstwa okresu Polski Ludowej na przepisy prawa wyznaniowego III Rzeczypospolitej Polskiej – wybrane zagadnienia." Studia z Prawa Wyznaniowego 21 (December 18, 2018): 301–22. http://dx.doi.org/10.31743/spw.199.

Full text
Abstract:
Okres Polski Ludowej (1944-1989) nie bez przyczyny jest uznawany za czas, gdy prawo stanowiło instrument w rękach władzy, a prawa człowieka i obywatela były jedynie iluzoryczne. Specyfika prawa okresu Polski Ludowej polegała na interpretowaniu go przez pryzmat powszechnie przyjmowanej przez decydentów politycznych ideologii marksistowsko-leninowskiej. Choć wydawało się, że konstytucja z 1952 r. gwarantuje obywatelom wolność sumienia i wyznania a wspólnotom religijnym swobodę pełnienia funkcji religijnych, to przepisy szczegółowe i wykładnia konstytucji prowadziły do całkowicie odmiennych wniosków. Jednakże w pewnej części prawodawstwo lat 1944-1989 nadawało się do inkorporowania w nowe realia wolnej Polski po 1989 r. Nieraz wymagało to dokonania korekt i dostosowania go do państwa prawa, jakim stała się III Rzeczpospolita Polska, czasem wymagało odrzucenia prawa niesprawiedliwego i nie gwarantującego wskazanej w konstytucji z 1997 r. wolności sumienia i religii. Można wskazać również przepisy, które dopiero w wolnej Polsce znalazły urzeczywistnienie, w latach Polski Ludowej pozostając martwą literą prawa. Ale fakt, że nie odrzucono całości rozwiązań prawnych z lat 1944-1989 jest wyrazem woli utrzymania ciągłości prawa i dostrzeżenia pośród gąszczu aktów prawnych okresu Polski Ludowej tych, które po transformacji ustrojowej mogły pozostać aktami obowiązującymi, spełniającymi standardy państwa prawa.
APA, Harvard, Vancouver, ISO, and other styles
4

Mardkowicz, Aleksander, and Anna Sulimowicz. "Ku pamięci “babińca”." Awazymyz. Pismo historyczno-społeczno-kulturalne Karaimów, no. 2 (3) (November 30, 1999): 5–8. http://dx.doi.org/10.33229/az.55.

Full text
Abstract:
Powiadają, że przed prawdą na koniu nie uciekniesz, na skrzydłach nie odlecisz. Skoro tak, to nie będę kalał swego serca nieprawością i jeśli się mnie zapytacie, czy byłem dobrym uczniem, odpowiem prosto i otwarcie: nie, nie byłem! Byłem „łowcą chmur”. Wejście do łuckiej kienesy Nie jeden raz zatrzymawszy palec w miejscu, gdzie zacząłem czytać, odrywałem znużone oczy od wersów modlitewnika i zwracałem je ku oknu, za którym zielenił się ogród i w oddali toczyły się fale rzeki, poganiane rózgą Wodnego Starca, niosące na swych mrocznych plecach srebrne rozbłyski słonecznego światła. (...) Oderwawszy się od ziemi, mój wzrok zderzał się z jedwabiście błękitnym namiotem letniego nieba. Oto na jego bezchmurnym tle pojawiały się białe stada gołębi. Polatywały to tu, to tam, z łatwością rozcinając swymi skrzydłami rozedrgane, gorące powietrze. Nagle znikały mi z oczu i już tylko myśli moje podążały ich śladem. Od tej skrzydlatej gromady dobiegał mnie głos: - Oj, biedaku! Jak długo jeszcze będziesz siedział w dusznym midraszu, żmudnie powtarzając nauki? Czyż nie jesteś naszym bratem? Rozwiń skrzydła i przyłącz się do nas! Czy mogłem ja, szalony chłopak, oprzeć się temu wezwaniu? Po cichu rozkładałem skrzydła (a jak wiadomo, każdy młody chłopak je ma), uważając, by nikt tego nie widział i nie przekroczywszy progu sali, wznosiłem się wyżej drzew, ruszałem śladem stada zaprzyjaźnionego z przestworzami. Gdzieś tam w dole zostawała grzeszna ziemia, przykryta ciemną zasłoną niezliczonych trosk. Ja, wolne stworzenie, unosiłem się wysoko w powietrzu. Zapominałem o wszystkim, także i o tym, że tam w dole jako zastaw swego powrotu na ziemię pozostawiłem... swój palec. Został on tam, samotny, wskazując to miejsce na stronnicy sidduru, które czekało na mnie, łowcę obłoków. Wysoko się wznosiłem, ale nisko i boleśnie upadałem. Kto wie dokąd zaniosłyby mnie skrzydła próżnych myśli, gdyby nie obudziło mnie silne pociągnięcie za ucho. W pierwszej chwili wydawało mi się, że to ziemia drży i rozwiera się pod moimi stopami, a cała izba wraz ze mną i wszystkim, co się w niej znajdowało, spada w wielką i ciemną przepaść. Dopiero gdy usłyszałem znajomy głos nauczyciela, który napominał mnie: Nie śpij! Czytaj!, zaczynałem rozumieć, co się ze mną działo. To nie było trzęsienie ziemi. Wszystko znajdowało się na swoim miejscu. Uczniowie pochylali się nad książkami. Na zewnątrz gołębie polatywały jak białe skrawki papieru rozwiewane przez wesoły letni wiatr. Tylko moje ucho płonęło jak w ogniu i oczy pełne łez szukały w siddurze tego miejsca, skąd zaczął się mój lot. Gdy moja nieżyjąca już matka zobaczyła to opuchłe jak poduszka ucho, obejmowała mnie czule i szukała jakiegoś cukierka, by mi go na pocieszenie wsunąć do ust. Ojciec zaś całkiem inaczej się na to zapatrywał: - Czego się nad nim litujesz? - mawiał nieboszczyk. – Tego mu było trzeba. Niech się zajmie nauką! Za mało ich biją... Dzieci na wozie Gołubów. Łuck, ok. 1937 Nie wiem naprawdę, czy za mało mnie karcono. Wówczas wydawało mi się, że bardzo dużo. Już na pewno tyle, ile się należało. Z tego powodu niechętnie kierowałem swe kroki do „szkolnicy” – przedsionka-przybudówki przy kienesie, gdzie latem ribbi Zecharia uczył dzieci. Na nieszczęście dom mojego ojca stał całkiem blisko kienesy, tuż po drugiej stronie ulicy. Przekroczywszy próg domu znajdowałem się naprzeciwko otwartych drzwi szkolnicy, pod czujnym okiem ribbiego. Nie było ocalenia! Jak baran prowadzony na rzeź, ze spuszczoną głową przechodziłem przez ulicę, karmiąc w duszy węża zazdrości wobec tych kolegów, którzy mieszkali dalej od kienesy. Po drodze mogli oni grać w „szpaka”, a ja biedny byłem tego całkiem pozbawiony. Ale było jedno miejsce w kienesie, które mnie niezwykle pociągało i dla niego byłem gotów wycierpieć wszelkie udręki szkolnicy. Miejsce to znajdowało się na górze kienesy. Przy wejściu, w kącie były schodki, po których wchodziłem do pomieszczenia zwanego „babińcem”. W izbie tej podczas nabożeństw siadywały kobiety i przez wąskie zakratowane okienka patrzyły w dół, gdzie modlili się mężczyźni. Był czas, gdy w świąteczne dni w babińcu było tłoczno i gwarno jak w ulu. Tutaj miejscowe i przybyłe z czterdziestu okolicznych wsi Karaimki zbierały się razem i opowiadały najświeższe nowinki. Tutaj zaczynały się kłótnie i kończyły stare spory. Tutaj trwała wojna o miejsce, gdzie która miała stać. Channa-tete nie chciała stanąć obok Siony-tete, której nie znosiła. Żonie pana Mosia nie wypadało stać z tyłu, za biedniejszymi od niej kobietami. Bywało też tak, że odgłosy tych sporów rozbrzmiewały poza ulicę karaimską i jak głos potężnej fali, uderzały w żelazną bramę miejscowej twierdzy. Jej komendant, „namiestnik”, musiał się wtrącać do tych sporów, by położyć kres wojnie kobiet w babińcu. Ale nie ma co wspominać – było, co było, wszystko się ziemią pokryło. Za moich młodych lat już mało która z kobiet chciała się wspinać do babińca. Stały na dole, w pierwszym pomieszczeniu, oddzielonym od reszty kienesy murem. W murze tym znajdowały się dwa okienka, po jednym z każdej strony, a pośrodku były duże drzwi, na których wypisano słowa Prawa. To miejsce, gdzie widniały święte słowa, całował każdy Karaim wchodzący do kienesy, dlatego litery były na wpół zatarte. Wspomnienia są jak dojrzałe jabłka na drzewie – rusz jedno, a dziesięć sypnie ci się na głowę. Przychodzi mi na myśl „skarbczyk” – skarbonka z brązu na pieniężne datki. Stała obok drzwi i była tak wielka, że gdy ja, dziecko, chciałem wrzucić do niej swój grosik, musiałem się wspinać na palce. Przed oczyma widzę też srebrne korony, wisiory i plakietki, które zdobiły obleczony w piękne szaty rodał, złożony w ołtarzu. Gdy z pokłonami otwierano drzwiczki ołtarza i w mrocznym jego wnętrzu ukazywały się okryte jedwabiem, zwieńczone srebrnymi koronami grube zwoje, wydawało mi się, że to dawni królowie, cudem ocaleni od zagłady, przebywają w tym świętym miejscu. Z bojaźnią całowałem kraj ich szat, od których roznosił się zapach wilgoci. (...) „Babiniec” ta zapomniana izba, był moim ulubionym miejscem, do którego wchodziłem zawsze, gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja. Co mnie tam ciągnęło? Lubiłem patrzeć przez te okratowane okienka do wnętrza kienesy, zalanej światłem zachodzącego słońca. Stamtąd wszystko wydawało się zupełnie inne, jeszcze piękniejsze. Wielki, trzypoziomowy ołtarz z rzeźbionymi kolumienkami i połyskującymi ozdobami, dwa mosiężne świeczniki rozkładające swych siedem ramion z przodu i z tyłu ołtarza, żyrandole zwieszające się na łańcuchach, małe domki i wielkie drzewa w naiwny sposób wymalowane na ścianach i suficie kienesy – wszystko oglądane z góry ukazywało mi swą nową twarz, która umykała mym oczom, gdy znajdowałem się na dole. Ale to wszystko to jeszcze nic. Najsilniejszym magnesem, który ciągnął mnie na górę, były papiery. O Boże, ile ich tam było! Cały babiniec był nimi zasłany tak, jak w czasie srogiej zimy ziemia bywa zakryta śnieżną pierzyną. Nie widziałem desek podłogi pod stopami – wszędzie papiery, papiery, papiery. Gdy byłem dzieckiem, nie zastanawiałem się nigdy, dlaczego leżą one tutaj ciśnięte byle jak na ziemię, dlaczego nie zebrano ich i nie położono w należyte miejsce? Wręcz przeciwnie! Cały ich urok krył się dla mnie w tym, że leżały mi pod stopami jak śnieg. Wsuwałem rękę w środek tej grubej, białej wyściółki i wyciągałem zielonkawe i niebieskawe kartki. Znajdowałem tam pojedyncze karty wielkich ksiąg, hymny pisane pięknym pismem, listy do tutejszej gminy przysłane z innych gmin, opatrzone czerwonymi i czarnymi pieczęciami dokumenty po polsku i rosyjsku. Był to niepoliczalny skarbiec, w którym stale poszukiwałem czegoś nowego. (...) Patrząc na tę grubą warstwę papierów nie jeden raz pytałem sam siebie: skąd się wzięło tyle dłoni, by to wszystko napisać? (...) Wśród tych zapomnianych papierów, w spokoju pustego babińca powstawały w mej głowie dziwne myśli. Nie było łatwo je zrozumieć – nawet dziś nie potrafiłbym ich jasno wyrazić. Czułem jedynie, że od tych pokrytych kurzem lat papierów, na których zachowały się dzieła życia wielu mędrców, od tych pożółkłych jak skóra wiekowego starca kart, kryjących w sobie dzieje gminy na przestrzeni stuleci, dochodzi mnie tajemny głos, niesłyszalne uchem wezwanie łagodnie stuka do mego serca. Co one chciały mi powiedzieć? Wiele lat później znalazłem się w obcym mieście, przez które wiodła moja droga. Udałem się zobaczyć tamtejszy cmentarz, znany z urokliwego położenia i pięknych pomników. Przy wejściu wzrok mój padł na słowa wykute na bramie – głęboko zapadły mi w serce: „Byliśmy tym, czym ty jesteś teraz. Będziesz tym, czym my teraz jesteśmy. Nie zapominaj nas...” Czy to właśnie chciały mi przekazać w swym nieznanym języku tamte stare dokumenty, co jak w mogile, leżały pogrzebane w czterech ścianach babińca, zapomnianego przez czas i ludzi? Mijały lata. Nadszedł czas, gdy opuściłem swe gniazdo i powiedziałem „żegnaj” rodzinnemu miastu i wszystkiemu, co było mi tutaj drogie. Z upływem lat zatarł się w mej pamięci babiniec łuckiej kienesy wraz ze spoczywającym w nim cmenta-rzyskiem papierów. (...) Nawet we snach nie myślałem o powrocie do Łucka. Ale oto jak grom z jasnego nieba uderzyła burza wielkiej wojny. Gdy dobiegła końca, nadeszła jej straszliwa następczyni – rewolucja. Jak tylu innych, także i ja musiałem porzucić już zagrzane miejsce i uciekać przed niebezpieczeństwem. (...) Dzięki Bogu otworzyła się droga do rodzinnego miasta! I tak oto znów znalazłem się w Łucku. Znów postawiłem stopę na Karaimskiej ulicy i przypomniały mi się młode lata. Otoczyły nie stare widoki i zapragnąłem znów zobaczyć, gdzie niegdyś nie jedną godzinę spędziłem wśród zapomnianych papierów. Lecz czekała mnie smutna wieść: nadszedł kres babińca! Nie było już tam drogi... Przegniła podłoga babińca, runęły na ziemię zmurszałe deski. Tak samo, jak rozpadły się w proch górne myśli moich młodych lat. - Gdzie są te papiery, co tam były? – pytałem ze ściśniętym sercem. I co powiecie? Głos mi drżał, jakbym wypytywał o przyjaciela, na którego czyhało straszliwe niebezpieczeństwo. Pokazali mi w kacie kienesy niewielki worek z papierami. To było wszystko, co pozostało z tamtego ogromnego skarbca, grubą warstwą pokrywającego całą izbę. Co się stało z resztą? Zjadły ją szczury, rozmyły deszcze, wchłonęła ziemia. Zbliżyłem się do tego nędznego worka z resztką papierów w środku z takim uczuciem, z jakim zbliżamy się do grobu przyjaciela. Wiele drogich wspomnień było tam pogrzebanych, wspomnień moich słonecznych, świetlistych lat... Opowiadanie Sahyncyna „babinecnin” A. Mardkowicz opublikował w numerze szóstym „Karaj Awazy”(1933). Dalej autor zamieścił dalej treść kilku listów znalezionych w pozostałościach „babińca”. Ze względu na brak miejsca nie możemy ich przedrukować. Aby jednak dać Państwu pojęcie, jak bezcennym źródłem informacji o życiu dawnych Karaimów mogą być dokumenty z “babińca”, publikujemy krótki liścik napisany w języku polskim: „Naypokorniey upraszam Szanownego Karaimskiego Rabina aby był na tyle łaskaw (jeżeli może) mógł przyjechać do wsi Trystenia, gdzie ja zostaję na Arędzie gdyż mam zarznąć kilka sztuk bydła, jeżeliby sam nie mógł przyjechać tedy proszę poręczonego od siebie przysłać – a ja zato obowiązany będę uiścić się i swojemi końmi do Łucka odeszlę. Uszanowanie nasze przesyłamy. 15 Oktobra 1857 roku. Trysteń. Pokorni słudzy naum Eliezer bkm Nysan, naum Awraham bkm Szałom
APA, Harvard, Vancouver, ISO, and other styles
5

Skibinska, Alina, and Dariusz Libionka. "„Przysięgam walczyć o wolną i potężną Polskę, wykonywać rozkazy przełożonych, tak mi dopomóż Bóg”. Żydzi w AK. Epizod z Ostrowca Świętokrzyskiego." Zagłada Żydów. Studia i Materiały, no. 4 (November 2, 2008): 287–323. http://dx.doi.org/10.32927/zzsim.275.

Full text
Abstract:
Artykuł prezentuje wybór dokumentów z procesu z 1949 r. w którym wyrokiem Sądu Apelacyjnego w Kielcach skazano trzech członków ZWZ-AK Obwodu Opatowskiego: Józefa Mularskiego, Leona Nowaka i Edwarda Perzyńskiego za udział w zamordowaniu w lesie koło Kunowa 12 Żydów z getta w Ostrowcu Świętokrzyskim. Dwie ciężko ranne osoby powróciły do getta, jedna z nich przeżyła wojnę (Szloma Icek Zwaigman) i po wyjeździe z Polski złożyła obszerną i szczegółową relację z tego wydarzenia. Relacja Zweigmana stała się podstawą śledztwa i aktu oskarżenia. Skazani na karę śmierci Mularski i Nowak zostali ułaskawieni i po 1956 r. wyszli z więzienia, podobnie jak trzeci skazany. Sprawę kończą kolejno: wyrok z 1957 r. ułaskawiający Józefa Mularskiego, następnie wyrok z 2000 r. przyznający mu wysokie odszkodowanie. Prezentowane materiały są nie tylko dowodem na to, że członkowie polskiego podziemia dopuszczali się zbrodni na Żydach, ale i na sposób funkcjonowania polskiego wymiaru sprawiedliwości oraz Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, która ewidentnie prowadziła politykę tuszowania spraw w których sprawcami zbrodni byli Polacy. Problemy poruszane w tym artykule są słabo zbadanie nie tylko w polskiej historiografii. Prezentowane materiały procesowe pochodzą z Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej.
APA, Harvard, Vancouver, ISO, and other styles
6

Nowak, Joanna. "U początku kształtowania się na ziemiach polskich nowoczesnych nauk o człowieku i jego zróżnicowaniu „rasowym”." Studia Historiae Scientiarum 20 (September 13, 2021): 61–86. http://dx.doi.org/10.4467/2543702xshs.21.004.14035.

Full text
Abstract:
W artykule poddano analizie najwcześniejszy okres kształtowania się nowoczesnych nauk o człowieku, jego naturze, genezie oraz zróżnicowaniu fizycznym i kulturowym w refleksji polskiej. Ten kilkuetapowy proces rozpoczął się w momencie, gdy pod wpływem idei europejskiego oświecenia i rozwoju nauk przyrodniczych wzrosło zainteresowanie człowiekiem z nowej perspektywy, wolnej od religijnego determinizmu. Pionierskie poszukiwania świeckiego ujęcia łączyły kreacjonizm i tradycję biblijną z racjonalnym podejściem opartym na osiągnięciach z zakresu historii naturalnej, językoznawstwa, filozofii, historii i krytyki biblijnej. W kolejnym etapie historia naturalna była już odrębną nauką z doprecyzowanym zakresem badań obejmującym, obok mineralogii i botaniki, zoologię, w tym naukę o człowieku ujmowaną z perspektywy biologicznej. Pierwsze i nieliczne opinie o antropologii opisywały ją jako naukę dopiero wyodrębniającą się z historii naturalnej, badającą człowieka zarówno w aspekcie fizycznym, jak i moralnym. Po 1831 r. nauki o człowieku kształtowały się w odmiennych realiach, gdy ośrodki naukowe, z przodującym w zakresie historii naturalnej Uniwersytetem Wileńskim, uległy likwidacji. Pod wpływem idei romantycznych propagowano pogląd o wyższości więzi umysłowych nad fizycznymi, zespolenia duchowego nad pokrewieństwem krwi, kultury nad biologią. Akcent w rozważaniach o człowieku przeniesiono z dominującej pod koniec XVIII i na początku XIX w. historii naturalnej na kwestie związane z umysłowością i kulturą. Rozwój wiedzy przyrodoznawczej, ale i humanistyki doprowadził do wyodrębnienia się nowych kierunków i obszarów badań, które wcześniej wchodziły w zakres historii naturalnej i historii. Oceniano, że badania nad człowiekiem wymagają łączenia rozmaitych metod, współpracy uczonych wielu nauk, ale bez utraty ich odrębności. Ten pionierski okres trwał do początku lat 60. XIX w., gdy antropologia stała się na ziemiach polskich dyscypliną akademicką.
APA, Harvard, Vancouver, ISO, and other styles
7

Kargól, Marta. "„Niewolnicy świętego Mikołaja”. Eskalacja debaty społecznej wokół holenderskiej tradycji." Adeptus, no. 3 (April 4, 2014): 1–18. http://dx.doi.org/10.11649/a.2014.001.

Full text
Abstract:
The slaves of Sinterklaas. The escalation of the public debate on Dutch traditionThis paper examines the public debate about Dutch tradition of Sinterklaas (Saint-Nicolas) and particularly the character of Zwarte Piet, the black-faced helper. His apparent racist nature has been subject of debate in Dutch media for years. However, in 2013 the debate escalated and provoked social conflicts and verbal aggression. The paper gives some explanations why this happened. The case of Zwarte Piet is noteworthy because it shows that Dutch society, well-known for being tolerant and open-minded, is not entirely free of ethnic and national tensions. This Old Dutch tradition that had been shaped in the times of colonialism and slavery, has become a hot issue in todays’ multicultural society. The paper includes considerations concerning the emergence of social conflicts and the meaning of postmodern national and ethnic identity. Additionally, it discusses the role of social media in fuelling the debate. Conclusions are based on analysis of social media content (television, Internet) and publications in the Dutch press from October to December 2013. „Niewolnicy świętego Mikołaja”. Eskalacja debaty społecznej wokół holenderskiej tradycjiArtykuł dotyczy debaty społecznej toczącej się wokół holenderskiej tradycji Sinterklaasa (świętego Mikołaja), a szczególnie wokół postaci Zwarte Piet – pomocnika z uszminkowaną na czarno twarzą. Jego wyraźnie negroidalny wygląd rodzi oskarżenia o rasizm i dlatego od wielu już lat wywołuje dyskusje w holenderskich mediach. W roku 2013 miała miejsce szczególnie ostra dyskusja, która prowadziła do konfliktów oraz agresji słownej. W artykule podjęto próbę wyjaśnienia przyczyny tej sytuacji. Problem postaci Zwarte Piet jest godny uwagi, ponieważ pokazuje, że społeczeństwo holenderskie, uchodzące za tolerancyjne i otwarte, nie jest całkowicie wolne od napięć o charakterze etnicznym i narodowym. Dawna holenderska tradycja, która ukształtowała się w czasach kolonializmu i niewolnictwa, stała się poważnym problemem we współczesnym wielokulturowym społeczeństwie. Artykuł zawiera rozważania na temat powstawania konfliktów społecznych oraz nowoczesnej świadomości etnicznej i narodowej. Ponadto porusza zagadnienie roli mediów w zaostrzaniu dyskusji i towarzyszącej jej agresji. Wnioski zostały oparte o analizę treści medialnych (telewizja, internet) oraz artykułów prasowych, które pojawiały się od października do grudnia 2013 roku.
APA, Harvard, Vancouver, ISO, and other styles
8

Rubinkowska-Anioł, Hanna. "TAMY I ZBIORNIKI WODNE W ETIOPII JAKO ELEMENT POLITYKI HAJLE SYLLASJE I." AFRYKA, December 15, 2021, 51–67. http://dx.doi.org/10.32690/afr.51/52.3.

Full text
Abstract:
Celem artykułu jest przedstawienie znaczenia budowy tam i zbiorników wodnych w polityce ostatniego Cesarza Etiopii Hajle Syllasje I, zwłaszcza propagandowego wymiaru tej działalności. Artykuł ukazuje działania cesarza w szerszym historycznym kontekście, nawiązując również do kolejnych okresów po upadku Cesarstwa, przez co stara się dowieść ciągłości znaczenia problemu wykorzystania wody w etiopskiej polityce. Jako podstawowe źródło wykorzystane zostało wydawane za panowania Hajle Syllasjego czasopismo „Ethiopia Observer”, które promowało pozytywny obraz zmian zachodzących w tym okresie w Etiopii.
APA, Harvard, Vancouver, ISO, and other styles
9

Zuliani, Federico. "En samling politiske håndskrifter fra slutningen af det 16. århundrede : Giacomo Castelvetro og Christian Barnekows bibliotek." Fund og Forskning i Det Kongelige Biblioteks Samlinger 50 (April 29, 2015). http://dx.doi.org/10.7146/fof.v50i0.41248.

Full text
Abstract:
Federico Zuliani: Una raccolta di scritture politiche della fine del sedicesimo secolo. Giacomo Castelvetro e la biblioteca di Christian Barnekow. Alla pagina 68 recto del manoscritto Vault Case Ms. 5086, 73/2, Newberry Library, Chicago, ha inizio il “Registro di tutte le scritture politiche del S[igno]r Christiano Bernicò”. Il testo è preceduto da un altro elenco simile, sebbene più breve, che va sotto il titolo di “Memoriale D’alcune scritture politiche, che furon donate alla Reina Maria Stuarda Prigioniera in Inghilterra l’anno di salute m.d.lxxxiii. Dal S[igno]re di Cherelles”. Il manoscritto 5086, 73/2 fa parte di una collezione di dieci volumi (originariamente undici) appartenuti a Giacomo Castelvetro e oggi conservati negli Stati Uniti. I codici, le cui vicende di trasmissione sono, in parte, ancora poco chiare, furono sicuramente compilati da Castelvetro durante il periodo che passò in Danimarca, tra l’estate del 1594 e l’autunno del 1595. Il soggiorno danese di Castelvetro ha ricevuto attenzioni decisamente minori di quelle che invece meriterebbe. Alla permanenza in Danimarca è riconducibile infatti l’opera più ambiziosa dell’intera carriera del letterato italiano: vi vennero assemblati, con l’idea di darli poi alle stampe, proprio i volumi oggi negli Stati Uniti. La provenienza è provata tanto dall’indicazione, nei frontespizi, di Copenaghen come luogo di composizione, quanto dalle annotazioni autografe apportate da Castelvetro, a conclusione dei testi, a ricordare quando e dove fossero stati trascritti; oltre a Copenaghen vi si citano altre due località, Birkholm e Tølløse, entrambe sull’isola danese di Sjællad, ed entrambe amministrate da membri dell’influente famiglia Barnekow. E’ a Giuseppe Migliorato che va il merito di aver identificato per primo in Christian Barnekow il “Christiano Bernicò” della lista oggi alla Newberry Library. Christian Barnekow, nobile danese dalla straordinaria cultura (acquisita in uno studierejse durato ben diciassette anni), a partire dal 1591 fu al servizio personale di Cristiano IV di Danimarca. Barnekow e Castelvetro si dovettero incontrare a Edimburgo, dove il primo era giunto quale ambasciatore del monarca danese e dove il secondo si trovava già dal 1592, come maestro di italiano di Giacomo Stuart e di Anna di Danimarca, sorella di Cristiano IV. Sebbene non si possa escludere un ruolo di Anna nell’introdurli, è più probabile che sia stata la comune amicizia con Johann Jacob Grynaeus a propiziarne la conoscenza. Il dotto svizzero aveva infatti dato ospitalità a Barnekow, quando questi era studente presso l’università di Basilea, ne era divenuto amico e aveva mantenuto i rapporti nel momento in cui il giovane aveva lasciato la città elvetica. Grynaeus era però anche il cognato di Castelvetro il quale aveva sposato Isotta de’ Canonici, vedova di Thomas Liebler, e sorella di Lavinia, moglie di Grynaeus sin dal 1569. Isotta era morta però nel marzo del 1594, in Scozia, ed è facile immaginare come Barnekow abbia desiderato esprimere le proprie condoglianze al marito, cognato di un suo caro amico, e vedovo di una persona che doveva aver conosciuto bene quando aveva alloggiato presso la casa della sorella. Castelvetro, inoltre, potrebbe essere risultato noto a Barnekow anche a causa di due edizioni di opere del primo marito della moglie curate postume dal letterato italiano, tra il 1589 e il 1590. Thomas Liebler, più famoso con il nome latinizzato di Erasto, era stato infatti uno dei più acerrimi oppositori di Pietro Severino, il celebre paracelsiano danese; Giacomo Castelvetro non doveva essere quindi completamente ignoto nei circoli dotti della Danimarca. La vasta cultura di Christian Barnekow ci è nota attraverso l’apprezzamento di diversi suoi contemporanei, quali Grynaeus, Jon Venusinus e, soprattutto, Hans Poulsen Resen, futuro vescovo di Sjælland e amico personale di Barnekow a cui dobbiamo molte delle informazioni in nostro possesso circa la vita del nobile danese, grazie all’orazione funebre che questi tenne nel 1612 e che venne data alle stampe l’anno successivo, a Copenaghen. Qui, ricordandone lo studierejse, il vescovo raccontò come Barnekow fosse ritornato in Danimarca “pieno di conoscenza e di storie” oltre che di “relazioni e discorsi” in diverse lingue. Con questi due termini l’ecclesiastico danese alludeva, con tutta probabilità, a quei documenti diplomatici, relazioni e discorsi di ambasciatori, per l’appunto, che rientravano tra le letture preferite degli studenti universitari padovani. La lista compilata da Castelvetro, dove figurano lettere e istrutioni ma, soprattutto, relationi e discorsi, era un catalogo di quella collezione di manoscritti, portata dall’Italia, a cui fece riferimento l’ecclesiastico danese commemorando Christian Barnekow. Tutti coloro i quali si sono occupati dei volumi oggi negli Stati Uniti si sono trovati concordi nel ritenerli pronti per la pubblicazione: oltre alle abbondanti correzioni (tra cui numerose alle spaziature e ai rientri) i volumi presentano infatti frontespizi provvisori, ma completi (con data di stampa, luogo, impaginazione dei titoli – a loro volta occasionalmente corretti – motto etc.), indici del contenuto e titolature laterali per agevolare lettura e consultazione. Anche Jakob Ulfeldt, amico e compagno di viaggi e di studi di Barnekow, riportò a casa una collezione di documenti (GKS 500–505 fol.) per molti aspetti analoga a quella di Barnekow e che si dimostra di grande importanza per comprendere peculiarità e specificità di quella di quest’ultimo. I testi di Ulfeldt risultano assemblati senza alcuna coerenza, si rivelano ricchi di errori di trascrizione e di grammatica, e non offrono alcuna divisione interna, rendendone l’impiego particolarmente arduo. Le annotazioni di un copista italiano suggeriscono inoltre come, già a Padova, potesse essere stato difficoltoso sapere con certezza quali documenti fossero effettivamente presenti nella collezione e quali si fossero smarriti (prestati, perduti, pagati ma mai ricevuti…). La raccolta di Barnekow, che aveva le stesse fonti semi-clandestine di quella dell’amico, doveva trovarsi in condizioni per molti versi simili e solo la mano di un esperto avrebbe potuto portarvi ordine. Giacomo Castelvetro – nipote di Ludovico Castelvetro, uno dei filologi più celebri della propria generazione, e un filologo egli stesso, fluente in italiano, latino e francese, oltre che collaboratore di lunga data di John Wolfe, editore londinese specializzato nella pubblicazione di opere italiane – possedeva esattamente quelle competenze di cui Barnekow aveva bisogno e ben si intuisce come mai quest’ultimo lo convinse a seguirlo in Danimarca. I compiti di Castelvetro presso Barnekow furono quelli di passarne in rassegna la collezione, accertarsi dell’effettivo contenuto, leggerne i testi, raggrupparli per tematica e area geografica, sceglierne i più significativi, emendarli, e prepararne quindi un’edizione. Sapendo che Castelvetro poté occuparsi della prima parte del compito nei, frenetici, mesi danesi, diviene pure comprensibile come mai egli portò con sé i volumi oggi negli Stati Uniti quando si diresse in Svezia: mancava ancora la parte forse più delicata del lavoro, un’ultima revisione dei testi prima che questi fossero passati a un tipografo perché li desse alle stampe. La ragione principale che sottostò all’idea di pubblicare un’edizione di “scritture politiche” italiane in Danimarca fu la presenza, in tutta l’Europa centro settentrionale del tempo, di una vera e propria moda italiana che i contatti tra corti, oltre che i viaggi d’istruzione della nobiltà, dovettero diffondere anche in Danimarca. Nel tardo Cinquecento gli autori italiani cominciarono ad essere sempre più abituali nelle biblioteche private danesi e la conoscenza dell’italiano, sebbene non completamente assente anche in altri settori della popolazione, divenne una parte fondamentale dell’educazione della futura classe dirigente del paese nordico, come prova l’istituzione di una cattedra di italiano presso l’appena fondata Accademia di Sorø, nel 1623. Anche in Danimarca, inoltre, si tentò di attrarre esperti e artisti italiani; tra questi, l’architetto Domenico Badiaz, Giovannimaria Borcht, che fu segretario personale di Frederik Leye, borgomastro di Helsingør, il maestro di scherma Salvator Fabris, l’organista Vincenzo Bertolusi, il violinista Giovanni Giacomo Merlis o, ancora, lo scultore Pietro Crevelli. A differenza dell’Inghilterra non si ebbero in Danimarca edizioni critiche di testi italiani; videro però la luce alcune traduzioni, anche se spesso dal tedesco, di autori italiani, quali Boccaccio e Petrarca, e, soprattutto, si arrivò a pubblicare anche in italiano, come dimostrano i due volumi di madrigali del Giardino Novo e il trattato De lo schermo overo scienza d’arme di Salvator Fabris, usciti tutti a Copenaghen tra il 1605 e il 1606. Un’ulteriore ragione che motivò la scelta di stampare una raccolta come quella curata da Castelvetro è da ricercarsi poi nello straordinario successo che la letteratura di “maneggio di stato” (relazioni diplomatiche, compendi di storia, analisi dell’erario) godette all’epoca, anche, se non specialmente, presso i giovani aristocratici centro e nord europei che studiavano in Italia. Non a caso, presso Det Kongelige Bibliotek, si trovano diverse collezioni di questo genere di testi (GKS 511–512 fol.; GKS 525 fol.; GKS 500–505 fol.; GKS 2164–2167 4º; GKS 523 fol.; GKS 598 fol.; GKS 507–510 fol.; Thott 576 fol.; Kall 333 4º e NKS 244 fol.). Tali scritti, considerati come particolarmente adatti per la formazione di coloro che si fossero voluti dedicare all’attività politica in senso lato, supplivano a una mancanza propria dei curricula universitari dell’epoca: quella della totale assenza di qualsivoglia materia che si occupasse di “attualità”. Le relazioni diplomatiche risultavano infatti utilissime agli studenti, futuri servitori dello Stato, per aggiornarsi circa i più recenti avvenimenti politici e religiosi europei oltre che per ottenere informazioni attorno a paesi lontani o da poco scoperti. Sebbene sia impossibile stabilire con assoluta certezza quali e quante delle collezioni di documenti oggi conservate presso Det Kongelige Bibliotek siano state riportate in Danimarca da studenti danesi, pare legittimo immaginare che almeno una buona parte di esse lo sia stata. L’interesse doveva essere alto e un’edizione avrebbe avuto mercato, con tutta probabilità, anche fuori dalla Danimarca: una pubblicazione curata filologicamente avrebbe offerto infatti testi di gran lunga superiori a quelli normalmente acquistati da giovani dalle possibilità economiche limitate e spesso sprovvisti di una padronanza adeguata delle lingue romanze. Non a caso, nei medesimi anni, si ebbero edizioni per molti versi equivalenti a quella pensata da Barnekow e da Castelvetro. Nel 1589, a Colonia, venne pubblicato il Tesoro politico, una scelta di materiale diplomatico italiano (ristampato anche nel 1592 e nel 1598), mentre tra il 1610 e il 1612, un altro testo di questo genere, la Praxis prudentiae politicae, vide la luce a Francoforte. La raccolta manoscritta di Barnekow ebbe però anche caratteristiche a sé stanti rispetto a quelle degli altri giovani danesi a lui contemporanei. Barnekow, anzitutto, continuò ad arricchire la propria collezione anche dopo il rientro in patria come dimostra, per esempio, una relazione d’area fiamminga datata 1594. La biblioteca manoscritta di Barnekow si distingue inoltre per l’ampiezza. Se conosciamo per Ulfeldt trentadue testi che questi portò con sé dall’Italia (uno dei suoi volumi è comunque andato perduto) la lista di “scritture politiche” di Barnekow ne conta ben duecentoottantaquattro. Un’altra peculiarità è quella di essere composta inoltre di testi sciolti, cioè a dirsi non ancora copiati o rilegati in volume. Presso Det Kongelige Bibliotek è possibile ritrovare infatti diversi degli scritti registrati nella lista stilata da Castelvetro: dodici riconducibili con sicurezza e sette per cui la provenienza parrebbe per lo meno probabile. A lungo il problema di chi sia stato Michele – una persona vicina a Barnekow a cui Castelvetro afferma di aver pagato parte degli originali dei manoscritti oggi in America – è parso, di fatto, irrisolvibile. Come ipotesi di lavoro, e basandosi sulle annotazioni apposte ai colophon, si è proposto che Michele potesse essere il proprietario di quei, pochi, testi che compaiono nei volumi oggi a Chicago e New York ma che non possono essere ricondotti all’elenco redatto da Castelvetro. Michele sarebbe stato quindi un privato, legato a Barnekow e a lui prossimo, da lui magari addirittura protetto, ma del quale non era al servizio, e che doveva avere presso di sé una biblioteca di cui Castelvetro provò ad avere visione al fine di integrare le scritture del nobile danese in vista della sua progettata edizione. Il fatto che nel 1596 Michele fosse in Italia spiegherebbe poi come potesse avere accesso a questo genere di opere. Che le possedesse per proprio diletto oppure che, magari, le commerciasse addirittura, non è invece dato dire. L’analisi del materiale oggi negli Stati Uniti si rivela ricca di spunti. Per quanto riguarda Castelvetro pare delinearsi, sempre di più, un ruolo di primo piano nella diffusione della cultura italiana nell’Europa del secondo Cinquecento, mentre Barnekow emerge come una figura veramente centrale nella vita intellettuale della Danimarca a cavallo tra Cinque e Seicento. Sempre Barnekow si dimostra poi di grandissima utilità per iniziare a studiare un tema che sino ad oggi ha ricevuto, probabilmente, troppa poca attenzione: quello dell’importazione in Danimarca di modelli culturali italiani grazie all’azione di quei giovani aristocratici che si erano formati presso le università della penisola. A tale proposito l’influenza esercitata dalla letteratura italiana di “maneggio di stato” sul pensiero politico danese tra sedicesimo e diciassettesimo secolo è tra gli aspetti che meriterebbero studi più approfonditi. Tra i risultati meno esaurienti si collocano invece quelli legati all’indagine e alla ricostruzione della biblioteca di Barnekow e, in particolare, di quanto ne sia sopravvissuto. Solo un esame sistematico, non solo dei fondi manoscritti di Det Kongelige Bibliotek, ma, più in generale, di tutte le altre biblioteche e collezioni scandinave, potrebbe dare in futuro esiti soddisfacenti.
APA, Harvard, Vancouver, ISO, and other styles
We offer discounts on all premium plans for authors whose works are included in thematic literature selections. Contact us to get a unique promo code!

To the bibliography